środa, 17 października 2012

coco

Hej, tym razem zapraszam do wzięcia udziału w konkursie - można wygrać wodę kokosową... Jak to się ma do tematyki bloga? Dobre nawodnienie sprzyja koncentracji, aktywności fizycznej i zdrowiu - czyli pozwala łatwiej i szybciej osiągnąć nasze cele! Ta-daammm :)



Przy okazji, tak się rozszalałam, że wzięłam udział także w konkursie u Niebieskoszarej - tym razem do wygrania ujędrniające balsamy do ciała (nie wiem jak u Was, u mnie schodzą litrami!), sprytny pojemniczek na jogurt, rameczki oraz własnoręcznie robione przez autorkę, urocze kolczyki.

Ostatni dzień by spróbować swojego szczęścia, a dziś wieczorem - nowa notka, prawdopodobnie właśnie z dziedziny fitnessowej! ;)

sobota, 6 października 2012

studiowanie po angielsku + DOBRA WIADOMOŚĆ

Ostatnio u mnie tyyyle zmian (przeprowadzka o kilkaset kilometrów, nowe studia, nowe znajomości, w końcu – bardzo utrudniony dostęp do internetu), że jakimś cudem zupełnie „umknęła” mi sprawa… prowadzenia bloga. Aż w końcu dzisiaj, korzystając z wolnej chwili wpadłam z ciekawości i… Widzę dwóch nowych „obserwujących”! Oraz kilka komentarzy! Przyznam, że zrobiło mi się trochę wstyd, no i od razu usiadłam do pisania.

Tak jak wspominałam, właśnie zaczęłam I rok studiów. Kilkanaście dni przed 1 października skorzystałam z możliwości przeniesienia się na identyczny kierunek, tyle, że po angielsku. Minął pierwszy tydzień i sądzę, że mogę przedstawić już pierwsze wrażenia – plusy i minusy takiego rozwiązania. Może przyda się którejś z maturzystek/maturzystów?

+ Niektórzy z wykładowców mówią naprawdę doskonale; wyraźnie, bez zająknięcia, z odpowiednim akcentem, tak więc nawet jeśli sama tematyka wykładu mnie nie fascynuje, już samo „osłuchanie się” z językiem stanowi jakąś wartość.

Kilka zalet:

+ Stopniowe poszerzanie słownictwa o specjalistyczne zwroty (w moim wypadku akurat: informatyczne i biznesowe).

+ Jeśli studiujecie na polskiej uczelni: napomknięcie o kierunku anglojęzycznym budzi zaciekawienie, wykładowcy często są bardziej wyrozumiali i chętniej tłumaczą dane zagadnienie.

+ Nieoczekiwany plus zajęć w języku angielskim: kojarzycie idiotyczne komentarze „loży szyderców” z ostatnich ławek, w liceum, gimnazjum..? No właśnie, żeby „zabłysnąć” czymś po angielsku potrzeba przynajmniej kilku sekund zastanowienia, odrobiny więcej śmiałości. Bo w to, że wszyscy w wakacje przeszli magiczną transformację w dorosłość śmiem wątpić. :)

+ Erasmus czy inna wymiana zagraniczna nie będzie już wielką zmianą: wszak słownictwo jest w małym paluszku.

Żeby nie było za słodko: minusy

- Jeśli wcześniej nie zadbacie o przyswojenie chociaż minimum fachowego słownictwa (uwaga, matematyka to nie tylko „plus” „minus” „equal”!) , może spotkać was bardzo niemiłe zaskoczenie i spędzicie kilka godzin jak na przysłowiowym „tureckim kazaniu”.

- Część nauczycieli MOŻE I UMIE porozumiewać się w języku angielskim, niestety nie potrafią jednak w nim wykładać. Ciągłe pomyłki, przeplatanie polskiego z angielskim oraz z własnymi neologizmami, potworna dykcja (czy też jej brak)… Męczy się nauczyciel, męczymy się my i aż prosi się by po staropolsku zawołać „Kończ waść wstydu oszczędź”.

- Zdecydowanie więcej pracy (by „załapać” niektóre rzeczy konieczne okazuje się jednak sięgnięcie po słownik i przetłumaczenie kilkunastu słówek)

- Większe koszty – a to dlatego, że trudniej znaleźć wymaganą bibliografię w publicznych czy nawet uniwersyteckich bibliotekach i częściej trzeba sięgać w głąb własnej kieszeni.

Czy popełniłam błąd „rzucając się na głęboką wodę”? Cóż, to będę mogła stwierdzić dopiero za kilka miesięcy lub lat… Niemniej, gdybym w tym momencie znów miała wybierać – z pewnością zostałabym przy kierunku w jęz. angielskim. To jest wyzwanie, a wyzwania lubię. :)

Przy okazji chciałabym pośrednio odpowiedzieć na Wasze komentarze, głównie o tym, jak ciężko zacząć robić COKOLWIEK, przerwać marazm i zniechęcenie. Niestety, dobrze znam to uczucie, kiedy w wakacje bezskutecznie poszukiwałam pracy, nie miałam pieniędzy i tkwiłam w domu: oj, to był marazm w czystej postaci.

Miałam nadzieję, że ten blog pomoże mi zmotywować się do lepszego wykorzystywania czasu, uporządkowanie pewnych spraw z pewnością nie zaszkodziło, jednak – bądźmy szczerzy, kilka stron tekstu na blogspocie nie zamieni leniucha w „człowieka sukcesu”! Nie nauczy się za niego do matury, nie ruszy tyłka do biegania, nie posłucha audycji po angielsku. Ale jest ktoś inny, kto może zrobić te wszystkie rzeczy – TY. :) I to jest wbrew pozorom bardzo dobra wiadomość.

Nie mamy wielkiego wpływu na kryzys gospodarczy (no, jeśli nie liczyć kartki wrzucanej raz na kilka lat do urny wyborczej i stanowiącej… jedną – kilkunastimilionową wyniku?), wycinkę lasów deszczowych, koniec świata czy los niedźwiedzi polarnych. Ale możemy o 180 stopni zmienić nasze życie i samych siebie! To wszystko kwestia naszej woli, podjęcia decyzji i… realizowania codziennych, drobnych kroczków.


O to właśnie chodzi, rozwój to nie jest samo żmudne robienie fiszek ze słówkami – to fascynująca podróż, w miejsce w którym spojrzysz w lustro i powiesz „kurcze, nie spodziewałam się, że tyle się zmieni!”!

Czego sobie i WAM życze, amen. :)

W następnej notce (naszkicowanej już w mojej głowie :)) – jak znajdować okazje do samorozwoju w swoim otoczeniu?

środa, 19 września 2012

Konkrety, czyli... jak działać sprytnie i przechytrzyć nudę! :)

Witam!

Po ostatniej, marzycielsko - dalekosiężnej notce pora zejść na ziemię i... zacząć realizować te najnudniejsze, a niestety niezbędne czynności, które przybliżą nas do Większych Celów. :) Tym razem zamieszczam kilka porad, jak nie zasnąć nad książką do angielskiego ani nie porzucić biegania się po 3 dniach! Wskazówki te pochodzą z książki ''Złodzieje Czasu'' Bena Wisely'a (chytry pseudonim artystyczny, swoją drogą ;)), komentarze: mojego autorstwa.

1. Nigdy nie wykonuj tego samego zadania zbyt długo.

Dodatkowo polecam zaplanowanie nieprzekraczalnego odcinka czasu poświęconego na daną czynność, w moim przypadku to działa! Na przykładzie: dziś przez pół godziny nauczę się 40 słówek - dzięki ograniczeniu czasowemu, łatwiej zmotywować się do wytężonego wysiłku ("zostało już tylko 15 minut...a niech to, nauczę się i będzie z głowy"). Dzięki dokładnemu wypunktowaniu, co chcę osiągnąć, na koniec mam poczucie dobrze spełnionego obowiązku, właściwie wykorzystanego czasu. Dzięki połączeniu czasu+celu udaje się uniknąć deprymującej sytuacji pt. "cały dzień siedzę nad tymi notatkami i nic, płakać mi się chce"...

2. Postaraj się robić sobie przerwy co pół godziny. Wstań
i pospaceruj lub wykonaj kilka ćwiczeń rozciągających
mięśnie.


Przyznaję się bez bicia, że jeśli naprawdę "wciągnie" mnie dany temat, potrafię siedzieć dużo dłużej... Niemniej wskazówka wydaje się logiczna, dotlenienie mózgu zawsze w cenie!

3. Postaraj się przeplatać nudne zadania czymś interesują-
cym, pomoże Ci to zmniejszyć nudę towarzyszącą wyko-
nywaniu zadań o 50%.


Czasem przeplatam sobie przyjemne (np. napisanie do kogoś maila, zakupy, ćwiczenia) - z mniej przyjemnym (nauka, sprzątanie). Gorzej jeśli to przyjemne jest na tyle kuszące, że nie mogę się skupić nad wykonaniem bieżącego zadania!

Poza tym troszkę się przyczepię: gdzie znaleźli geniuszów, którzy wyliczyli te 50%? No ale może jestem zbyt krytyczna, w końcu 37,5 % statystyk jest wyssanych z palca, więc... ;)

4. Jeśli ktoś jeszcze wykonuje tę samą pracę co Ty, za-
mieńcie się od czasu do czasu zadaniami.


Przydatne, jeśli skręcasz długopisy. W liceum też korzystałam z doskonale działającego systemu wymiany pracy domowej: z fizyki, biologii, chemii... Jednak na studiach mam ambitne postanowienie pracy własnej: w końcu sama wybrałam ten kierunek i sama będę żałować, jeśli nie skorzystam z jego możliwości w 100%!

5. Rozmawiaj o swojej pracy z przychylnym Ci słucha-
czem, który będzie Cię wspierać.


Bardzo ludzka wskazówka! Kolorowe karteczki, kalendarz, sensowny plan pracy - wszystko to wspaniałe sprawy, ale bez rozmowy i wsparcia drugiego człowieka "paliwo motywacyjne" może w końcu się wyczerpać.

Cóż, w ramach poniższej wskazówki poczyniłam kilka rzeczy. Do codziennych ćwiczeń motywuje mnie grupa na facebooku o znaczącej nazwie "Zero wymówek!", na której razem z siostrami piszemy o codziennych postępach w przezwyciężaniu swojego lenia. Drugi krok - to mój plan dołączenia do "Blogowej Grupy Samorozwoju" (czekam na odpowiedź). Blogi niektórych dziewczyn podglądam już od kilku miesięcy, widzę też, jakie wsparcie i motywację stanowią dla siebie nawzajem - czemu by nie spróbować? Po trzecie... No dobrze, akurat to może być trochę naciągane: w związku ze studiami w innym mieście zaprosiłam moje najbliższe koleżanki do odwiedzin; do końca grudnia mam "zabukowaną" już większość weekendów. To będzie mnie motywować do systematycznej nauki w tygodniu, cieszę się również, że w tych trudnych początkach będę miała kogoś z kim mogę szczerze pogadać i spojrzeć na wszystko "z dystansem". :)

6. Nagradzaj siebie za dobrze wykonaną pracę.

W tym punkcie zdecydowanie jestem najmocniejsza! :)

Małe prezenciki: biżuteria (polecam Rossmanna, niedrogie a ładne), kolorowy żel pod prysznic, pyszna herbata i rozpalenie wszystkich pachnących świeczek.

Te większe: to wakacje nad morzem za zdane egzaminy po 1 roku oraz... tatuaż, gdy co najmniej 3 miesiące utrzymam moją docelową wagę. Mam nadzieję wyrobić się przed majem, bo nowo wydzierganego tatuażu nie można opalać co najmniej miesiąc.

7. Jeżeli do wykonania zostało Ci mało interesujące za-
danie, zapisz, co masz zrobić na kartce i przymocuj ją
przy swoim miejscu pracy w taki sposób, żeby rzucała
Ci się w oczy i stale przypominała o zadaniu aż do cza-
su, gdy je zrealizujesz.


To brzmi nieprzyjemnie, ale może być skuteczne - muszę wypróbować.

8. Postaraj się uczynić swoje miejsce pracy jak najprzy-
jemniejszym, umieść kilka motywujących haseł lub
przyjemnych dla Twych oczu plakatów, najlepiej coś,
co sprawi, że się uśmiechniesz. Plakaty z 'Dennisem
Rozrabiaką' albo te z hasłami rodem z PRL naprawdę
potrafią zdziałać cuda.


Ulubiona wskazówka! ;) Wydrukowałam sobie kilka pozytywnych haseł




i zmieniam je co jakiś czas, nad moim biurkiem wiszą też zdjęcia z wakacji - motywują i do dbania o przyjażnie (bo wiadomo, nie ważne gdzie, ważne z kim!),naukę (perspektywa kampanii wrześniowej mnie nie nęci), do pracy nad sylwetką (to chyba jasne) i pracy zarobkowej (aby nie jechać z pustą kieszenią i w tym roku W KOŃCU poszaleć na skuterze wodnym :) ).

9. Jeśli możesz, to puszczaj podczas pracy jakąś spokoj-
ną, relaksującą Cię muzykę w tle.


Niestety, relaksująca muzyka... mnie nudzi. Nie natrafiłam na nic odpowiedniego? Może chodzi o to, by nie rozpraszać się zasłyszanym tekstem piosenki? W tym celu słucham czasem Pink Floyd - 20 minut wstępu, refren (?), 10 minut zakończenia. :)

No dobrze,przyznam się - czasem włączę sobie również szum fal . Ale to naprawdę okazjonalnie!

10. Sporządź listę 'niespecjalnie-interesujących' zadań,
z którymi już się uporałeś i przymocuj ją w widocz-
nym miejscu, będzie Ci ona przypominać o tym, że
skoro już wcześniej sobie z różnymi rzeczami radziłeś,
to z pewnością możesz znów tego dokonać.


Ciekawe, ciekawe, spróbuję. Już nawet mam pomysł na lidera: praca semestralna z geografii. "Tylko godzin, tylu godzin, tylko godzin w BUWie straconych żal!' ;)

11. Jeśli to możliwe, postaw w swoim miejscu pracy nie-
wielką roślinę doniczkową, przyglądanie się jej
wzrostowi może być cudownym źródłem inspiracji.
Pamiętaj jednak, by właściwie o nią dbać-jeżeli
miałbyś przyglądać się jak więdnie i usycha, to efekt
będzie dokładnie odwrotny do zamierzonego.


Jestem chyba najgorszą ogrodniczką na świecie... Może ustawię sobie kaktusa i będę z dumą patrzeć jak dzielnie znosi kolejny suchy dzień?

12. Przeznacz trochę czasu na relaks-po prostu usiądź
wygodnie, zamknij na minutę lub dwie oczy i zanuć
ulubioną melodię. Ale nie zasypiaj!


Chwilę na relaks potrafię wyłuskać zawsze, chociaż przyznam, że nic mnie tak nie odpręża jak przeglądanie kolorowego czasopisma przy posiłku!

Co sądzicie o powyższych radach? Skuteczne, nieskuteczne?

Jedno jest pewne:



Pozdrawiam i czekam na wasze przemyślenia! :)

poniedziałek, 17 września 2012

BUCKET LIST czyli jak nie tracić z oczu tego, co najważniejsze?

Jak zapowiedziałam w ostatnim wpisie, każdemu z "obszarów" samorozwoju poświęcę więcej miejsca: dlaczego jest ważny, co chcę osiągnąć i w jaki sposób.

Wydaje mi się jednak, że spełnianie różnych planów, niepowiązanych ze sobą i nie tworzących większej całości - wizji tego, w jakim kierunku chcę zmierzać - na dłuższą metę stać może się męczące, bezcelowe... Żeby tego uniknąć, na dobry początek zamieszczam moją listę "rzeczy do zrobienia przed śmiercią". Trudno nazwać to planem działania, większości z nich nie da się osiągnąć z dnia na dzień. Są jednak pewnymi drogowskazami, swojego rodzaju "nagrodami" za spełnianie tych drobnych, nużących zajęć. Wkuwanie słówek to mało porywająca czynność, ale jeśli przydadzą się one podczas podróży po USA (punkt 1)...O, to już co innego!


Lista

Punkty pogrubione to te, które mam nadzieję "odhaczyć" już w najbliższym roku (do końca wakacji 2013)

Podróże:

1. USA (z zachodu na wschód, Broadway, NYC...)
2. Maroko i zakupy "mydła i powidła" na targu
3. Praga
4. Grecja (wyspy)
5. Rejs statkiem
6. Szwajcaria
7. Nowa Zelandia
8. Prawdziwa pizza we Włoszech
9.
10.

Umiejętności:

11. Perfekcyjny angielski!
12. Dwa języki na poziomie co najmniej średnio zaawansowanym: francuski i...?
13. Kurs makijażu: nauczę się podkreślać swoje atuty.
14. Będę tworzyć profesjonalne i wyjątkowe strony internetowyce.
15. Gra w szachy.
16. Windsurfing!
17. W końcu nauczę się pływać kraulem.
18. Kurs masażu.
19. Kurs samoobrony.
20. Nauczę się pleść wianki (i koniecznie przekazażę tę wiedzę jakiejś dziewczynce ;)).)
21.
22.
23.
24.
25

Inne osiągnięcia:

26. Tytuł (co najmniej) licencjata na kierunku business informatics
27. Schudnę do 60 kg i utrzymam tę wagę.
28. Przebiegnę półmaraton, następnie - maraton (i nie umrę na mecie) :)!
29. Spróbuję życia freelancera = praca w dowolnym miejscu i czasie :)
30. Stworzę jak najdokładniejsze drzewo genealogiczne.
31. Znajdę i zostanę dla kogoś prawdziwym przyjacielem.
32. Napiszę książkę.
33. Spełnię po jednym marzeniu moich sióstr.
34. Będę wolna od wszelkich nałogów.
35.

Przygody(?):

36. Bitwa paintballowa!
37. Kikusetkilometrowa wycieczka rowerowa.
38. Skok na spadochronie.
39. Przelot paralotnią.
40. Zabawię się na imprezie w stylu lat 50-60; z muzyką i całym klimatem. :)
41. Profesjonalna sesja zdjęciowa.
42. Calutką noc na plaży.
43. Co najmniej jeden tatuaż. :)
44. Wypad na kręgle dwoma "drużynami" (nie muszę chyba wspominać, która ma wygrać :) )
45.

A w międzyczasie...

46. Chcę oddawać krew tak często, jak to możliwe i zdrowe.
47. Zapiszę się do banku dawców szpiku (czy jakkolwiek to się nazywa).
48. Pomogę komuś zmienić swoje życie (na lepsze!).
49. Będę działać w "słusznej sprawie" kiedy tylko jest okazja
50. No i... chciałabym jeszcze się zakochać. ;)


Jak widać, zostawiłam puste miejsca - sama jestem ciekawa, co jeszcze mi się zamarzy? Tworzenie takiej listy jest ogromnie przyjemne, ale również motywujące. Wystarczy zastanowić się przez chwilę: skoro czeka mnie tyle wrażeń, podróży i wyzwań, czy nie lepiej porządnie się do nich przygotować (popracować nad kondycją, językiem, coś zarobić) niż więdnąć przed telewizorem?

Z tym oto pytaniem pozostawiam Was aż do... jutra, kiedy to znów coś naskrobię. :)

Dzień dobry, cześć i czołem

Mój pierwszy (chcąc nie chcąc - najlepszy!) blog motywacyjno - samorozwojowy czas zacząć. Początki zawsze są trudne, tak więc: w telegraficznym skrócie:

Kim jestem?

Tegoroczną maturzystką, która za dwa tygodnie zaczyna życie w innym mieście, kompletnie nowym otoczeniu, rozpoczyna też studia w języku angielskim (co w jej przypadku - ociera się o szaleństwo, w najlepszym wypadku: nadmierny optymizm). Taką, która stara się pracować nad sobą i najlepiej wykorzystywać otrzymany czas - a w tym celu nie waha się sięgnąć po najróżniejsze narzędzia... :)

O czym będę pisać?

O moich postępach i odkryciach na kilku obszarach:

* nauki języków: przede wszystkim angielskiego (business english) oraz francuskiego

* rozwoju w dziedzinie informatyki i grafiki

* szeroko pojętej samodzielności życiowej (to będzie zabawne ;) )

* odchudzania, aktywności fizycznej i zdrowego trybu życia

* zarabiania $$ na wspomniane wyżej atrakcje!

Rzecz jasna, wszystkie te "działy" opiszę dokładniej w następnych notatkach.

Poza tym obiecuję sporo inspirujących cytatów, muzyki, filmów, relacji ze spotkań, wywiadów... Mam tego sporo kolekcję, czas udostępnić ją innym. Słowem, warto wpadać co najmniej dwa razy w tygodniu (kiedy już będę znała swój nowy plan dnia notki będą pojawiać się w określone dni tygodnia).

Tyle na początek,

na koniec: pozdrowienia dla helineth, której blog "Samorealizacja jest kobietą" pokazał, że można - i, co ważniejsze, że warto. :)